Big Ben za oknem właśnie obwieścił opactwu 12 (00.00), siedzę w fotelu, dookoła mnie pokój przewrócony do góry nogami. Na stole grzecznie czekają dokumenty które jutro muszę przedstawić na kursie. A na ścianie na kalendarzu czerwonym flamastrem zaznaczone kolejne etapy które w przeciągu następnych 2 tygodni powinny pozwolić mi pozbyć sie tych upiornych czerwonych L z nosa i ogona mojej ukochanej NSR.
  Pokój wygląda jak po przejściu tornado, gdyż jak sie okazało nigdzie nie mogłem znaleźć prawka, serio zryłem cały pokój, sprawdziłem każda kieszeń, ba nawet strasząc policjanta na straży pałacu sprawdziłem czy jakimś cudem nie zostawiłem w garażu koło  kasku, no niema kamień w wodę, mój misternie utkany plan właśnie legł w gruzach .. Kompletnie zrezygnowany sprawdzam mail ze szkoły jazdy czy może jednak dopuszczą bez. Nie jak byk stoi : kursant ma sie stawić z kompletem dokumentów, jak sie nie stawi to ma pecha i traci cały wkład finansowy, patrzę mail niżej.. a od ubezpieczalni dziękują za przesłanie skanu dokumentów .. Chwila przecież nie mogłem być aż tak głupi.. mogłem, podnoszę pokrywę skanera, leży, na środku i uśmiecha sie do mnie bezczelnie.
Wszystkie potrzebne dokumenty spięte razem leżą na biurku przyciśnięte starym tłokiem, teraz jeszcze tylko nie zaspać, dwa budziki stoją na straży, będzie dobrze powtarzam sobie niczym mnich mantrę :)